Artykuł z Gazety Wyborczej:
Nie pracuje 50 sędziów. Przez Gowina. Wyroki nieważne? Autor: Ewa Siedlecka 16.10.2013
Ostry konflikt między władzą sądowniczą a wykonawczą. Kilkanaście sądów zaprzestało sądzenia. Czy były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin popełnił błąd, przez który procesy i wyroki okażą się nieważne?
Pracę zawiesiło pięć wydziałów zamiejscowych sądów rejonowych w okręgu olsztyńskim, w okręgu lubelskim – cztery.
Ministerstwo Sprawiedliwości informuje, że nie pracuje 50 sędziów z 22 wydziałów zamiejscowych sądów. Wciąż dochodzą nowe. Sędziowie deklarują, że w ten sposób chcą uchronić klientów przed unieważnianiem wyroków i powtarzaniem procesów.
To pokłosie reformy Gowina, czyli przekształcenia jednej czwartej, tj. 79 sądów rejonowych w Polsce w oddziały zamiejscowe innych sądów. Sąd Najwyższy w siedmioosobowym składzie, na czele którego stał prezes Izby Cywilnej Tadeusz Ereciński, ogłosił właśnie uzasadnienie uchwały dającej podstawę do unieważnienia procesów, w których uczestniczył któryś z 500 sędziów przeniesionych w ramach reformy Gowina.
Sąd Najwyższy stwierdza, że te decyzje są nieważne. To znaczy, że każdy, kto ma proces albo wyrok wydany z udziałem tak przeniesionego sędziego, może domagać się unieważnienia procesu lub uchylenia wyroku. To automat, jeśli sąd był „nienależycie obsadzony”. Ta uchwała Sądu Najwyższego nie została wprawdzie wpisana do księgi zasad prawnych, a więc nie wiąże sądów, ale trudno sobie wyobrazić, by sądy ją pomijały, rozpatrując żądania unieważnienia procesu.
Czyje na górze?
Ministerstwo Sprawiedliwości najpierw bagatelizowało sprawę. Ogłosiło komunikat, że uchwała SN jest niewiążąca i sprzeczna z wcześniejszym orzecznictwem. Powołuje się na inną uchwałę, z 2007 r., w której SN stwierdził, że przeniesienie sędziego, które podpisał upoważniony sekretarz czy podsekretarz stanu, jest ważne.
Teraz jednak minister sprawiedliwości Marek Biernacki wyraźnie się wystraszył. Zwrócił się do pierwszego prezesa SN z prośbą o zadanie pytania prawnego pełnemu składowi SN w sprawie „rozbieżności w orzecznictwie” SN w tej sprawie.
Jednak nie wiadomo, czy można mówić o „rozbieżności”, bo orzeczenie z 2007 r. dotyczyło przenoszenia sędziów za ich zgodą. A przy likwidacji małych sądów przenoszono ich na podstawie innego przepisu: z powodu likwidacji sądu i bez ich zgody sędziów. A nierzadko wbrew ich woli. Na tę różnicę powołał się w uzasadnieniu uchwały skład siedmiu sędziów SN. Podkreśla, że sędziego na urząd w konkretnym sądzie mianuje prezydent. To w połączeniu z zasadą nieprzenoszalności jest gwarancją sędziowskiej niezawisłości. Chodzi o to, by władza wykonawcza nie mogła nagradzać lub karać sędziów, przenosząc ich w gorsze lub lepsze miejsce. A także by nie mogła manipulować składami sądzącymi. SN przyznaje, że konstytucja pozwala na przenoszenie sędziów bez ich zgody w razie likwidacji sądu lub zmiany okręgów sądowych, ale to wyjątek obwarowany ustawowym wymogiem, by sędziego przenosił osobiście minister sprawiedliwości.
Sąd Najwyższy uzasadnia: „W takich przypadkach minister sprawiedliwości działa nie jako organ administracji publicznej, lecz występuje w roli organu władzy publicznej, w której – zgodnie z art. 36 ustawy o Radzie Ministrów – zastąpić go może jedynie premier lub inny wskazany przez niego członek Rady Ministrów, i tylko wtedy, gdy stanowisko ministra sprawiedliwości nie zostało obsadzone, lub w razie czasowej niezdolności ministra do wykonywania obowiązków”.
Min. Biernacki w piśmie do pierwszego prezesa SN powołuje się na art. 37 tej ustawy, wedle którego minister może powierzać rozmaite czynności sekretarzom i podsekretarzom stanu.
Sąd Najwyższy w swojej uchwale podkreśla, że władza sądownicza i władza wykonawcza są równorzędne. „Sędzia, którego status wywodzi się bezpośrednio z konstytucji oraz decyzji prezydenta, opartej na uchwale organu konstytucyjnego, jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa, pozostaje na wyższej pozycji ustrojowej niż sekretarz oraz podsekretarz stanu – urzędnicy niewchodzący w skład Rady Ministrów i niezaliczani do organów administracji rządowej”.
Ministrowie się nie uczą
W sporze chodzi więc o sprawę fundamentalną: jak dużą władzę nad władzą sądowniczą może mieć władza wykonawcza? Gdzie są granice między administrowaniem sądami, do którego minister sprawiedliwości jest uprawniony, a sferą niezależności sądów i niezawisłości sędziów?
Sędziowie i Krajowa Rada Sądownictwa wielokrotnie kierowali do Trybunału Konstytucyjnego skargi dotyczące zakresu tej władzy. Najczęściej przegrywali. Trybunał uznał m.in., że minister ma prawo tworzyć i likwidować sądy za pomocą rozporządzenia, że rząd i Sejm mogą decydować o sędziowskich zarobkach, że zwierzchnictwo administracyjne ministra sprawiedliwości nie narusza zasady rozdziału władzy sądowniczej i wykonawczej. Teraz przed Trybunałem jest sprawa – pytanie prawne Izby Pracy Sądu Najwyższego – czy nie narusza zasady nieprzenoszalności sędziego to, że przy przenoszeniu bez zgody minister może decydować jednoosobowo, bez konsultacji z Krajową Radą Sądownictwa, która opiniuje kandydatury sędziów na stanowiska, i bez udziału prezydenta, który sędziów na nie powołuje.
Jednak ta sprawa nie rozwiązuje problemu nieważności przeniesienia podpisanego przez sekretarza czy podsekretarza stanu. Taka praktyka istnieje w Ministerstwie Sprawiedliwości od lat. Stąd powstał kryzys, od którego uratował ministerstwo i wymiar sprawiedliwości Sąd Najwyższy uchwałą z 2007 r. dotyczącą przenoszenia za zgodą sędziego. Tamta sprawa niczego kolejnych ministrów nie nauczyła. A min. Gowin wywołał dzisiejszy kryzys, polecając w tak kontrowersyjnej sprawie jak likwidacja 79 sądów okręgowych podpisywać przeniesienia swoim urzędnikom.
Jak wyjść z pata
Stowarzyszenie sędziów Themis wydało oświadczenie, w którym „wyraża głębokie zaniepokojenie” działaniami Ministerstwa Sprawiedliwości polegającymi na podważaniu autorytetu Sądu Najwyższego, i wprowadzaniu opinii publicznej w błąd sugerowaniem, jakoby w tej uchwale SN zmienił utrwaloną linię orzeczniczą. Themis uznaje za próbę ingerowania w decyzje sędziów to, że ministerstwo zwróciło się do prezesów sądów o raportowanie, którzy sędziowie chcą się wstrzymać od orzekania. A interpretację prawa rozsyłaną przez ministerstwo traktuje jako próbę wpływania na orzecznictwo co do ważności procesów z udziałem przeniesionych sędziów.
Stowarzyszenie Iustitia na razie obserwuje sytuację. Poszczególne jego oddziały uchwalają jednak „stanowiska”, w których protestują przeciwko działaniom Ministerstwa Sprawiedliwości zmierzającym do wywarcia nacisku na sędziów i przeciwko autorytetowi Sądu Najwyższego.
Krajowa Rada Sądownictwa wymyśliła, jak wejść z pata, nie narażając procesów na nieważność. W wydanym w zeszłym tygodniu stanowisku wezwała ministra do naprawienia błędu poprzednika przez wydanie nowych decyzji o przeniesieniu – z podpisem ministra.
Min. Biernacki nie odpowiedział, ale wyraźnie woli, by to Sąd Najwyższy ustąpił i – dla dobra wymiaru sprawiedliwości – uznał, że decyzje są ważne.
W tej sprawie nie chodzi jednak tylko o te konkretne decyzje, ale o pozycję wymiaru sprawiedliwości wobec władzy wykonawczej. f
28 lutego 2012 r., Warszawa. Demonstracja przed budynkiem Ministerstwa Sprawiedliwości przeciwko decyzji ministra Gowina likwidującej 79 sądów rejonowych i przekształcających je w wydziały zamiejscowe innych sądów rejonowych